sobota, 28 lipca 2012

Alterra again - hot or not?

Dzisiaj ponownie przyglądamy się pod lupą produktom z firmy Alterra. Po chusteczkowym niewypale i całkiem dobrym żelu (pisałam o nich tutaj) mam mieszane uczucia, które dzisiaj się określą... w jedną albo drugą stronę ;). Same zobaczcie :)


Mini żel pod prysznic trawa cytrynowa i morela miał zapach całkiem ok, choć to nie on mnie przyciągnął. Zachęciła mnie promocja (3,49 zł), dzięki której miałam dostać gratis po zakupie tego produktu, a go nie otrzymałam... Pomińmy tę kwestię. Z żelem wszystko było dobrze, dopóki nie wylałam go na zamoczoną myjkę i próbowałam się umyć. Zapach zmienił się w... woń baaardzo nieprzyjemną :(. Czym prędzej przeprosiłam oliwkowy Palmolive. Jednym słowem okropieństwo. Nigdy w życiu nie kupię już tego kosmetyku, choćby miał być ostatnim na świecie.
Olejek do ciała o zapachu awokado i granatu to jeden z dwóch kosmetyków z moich letnich przykazań (notka tutaj)... Mmmm :D! Przepiękna woń, która przypomina mi dojrzałe, a nawet odrobinę przejrzałe owoce ( broń Boże zgniłe, albo spleśniałe ;) ). Olejku używam zgodnie z jego producenckim przeznaczeniem - do ciała. Sprawdza się idealnie. Żadne masło ani balsam, ani inne mazidło nie zagwarantowało mi tak miękkiej i odżywionej skóry. Nakładam go na jeszcze mokre ciało, zaraz po prysznicu lub kąpieli. Skóra dosłownie spija go co do ostatniej kropli :). Zapach utrzymuje się bardzo długo. Nawet 3 dni po ostatniej aplikacji, kiedy nie wzięłam go ze sobą na wyjazd, skóra w kontakcie z wodą uwalniała tą piękną woń :D. Widzicie na zdjęciu, że kupiłam aż dwie buteleczki w chyba największej promocji z możliwych, a mianowicie na moim ulubieńcu - regale przecenowym z końcówkami serii ;). Mam ogromną ochotę wypróbować inne olejki Alterry, ponieważ ten nie ma dla mnie żadnych wad :D!

Jakie są Wasze przejścia z Alterrą ;)? Ja o wszystkich bublach zapomniałam za sprawą księcia na białym rumaku o zapachu awokado i granatu :D! Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami, a ja zostawiam Was z moim letnim, polskim hitem muzycznym i siedzę dalej z miedzianą farbą na głowie ♥
Xoxo ♥

Świętujemy dzisiaj! Ponad 2000 wyświetleń od początku bloga i 50 opublikowanych postów :D.

Dziękuję ♥! 


piątek, 27 lipca 2012

Perspirant, ale czy na pewno anty?

Już kawałek czasu temu zmieniłam swój antyperspirant. Mowa tutaj o porzuconej Rexonie Aloe Vera, która po prostu przestała na mnie działać. Spisywała się dobrze przez kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt miesięcy. Wymieniłam ją na Lady Speed Stick pH active w sztyfcie. Nigdy nie miałam antyperspirantu tej firmy i tego rodzaju. Jednak chyba nie jest dla mnie. Nie do końca zabezpiecza przed brzydkim zapachem, a przed plamami prawie wcale. Rexona pobiła na głowę Niveę, Garniera, Dove..., była o wiele bardziej skuteczna.  Niestety - była...


Macie może jakieś skuteczne, sprawdzone i niezawodne antyperspiranty, którym jesteście wierne?
Xoxo ♥

poniedziałek, 23 lipca 2012

Urodzinowo-prezentowy haul

Pewnie jeszcze nie wiecie, możecie się tylko domyślać, że 19 lipca się zestarzałam ;). Z tej okazji wpadło do mnie kilka nowych i przede wszystkim ciekawych rzeczy, które postanowiłam Wam pokazać :). Na pierwszy rzut idą produkty, no zgadnijcie jakie... kosmetyczne ;)


Na mus Farmony miałam ogromną ochotę po recenzji youtubowej 82inez. Jeszcze go nie otwierałam, ponieważ mam w użyciu bodajże 3 albo 4 masła do ciała ;). Podobno zawiera fitoendorfiny, czyli "cząsteczki szczęścia" jak to określił producent, które powodują u nas objawy dobrego humoru ;). Płyn do kąpieli Original Source również był na mojej wishliście, ale dyszki za pół litra płynu sama bym nie dała ;). Natomiast traf chciał, że ponownie zostałam chciejowo zaspokojona i otrzymałam go w prezencie. Pachnie obłędnie! Czekolada i mięta... i od razu na myśl przychodzą mi miętowe pastylki w czekoladzie Goplany lub Wawelu, które jadłam kiedyś tonami. Żel pod prysznic również pachnie cudownie - jak truskawkowo-jogurtowy Chupa Chups, mimo że to woń maliny i wanilii ;). Perfumy Pumy bardzo przypadły mi do gustu, choć bardzo ciężko w niego trafić. Przebija przez nie intrygująca męska nutka, ale szybko się ulatnia po użyciu. Pastylki do kąpieli ślicznie prezentują się w opakowaniu i szkoda mi ich używać ;). Sole Wellness & Beauty znam i uwielbiam, ale z zapachem chai i wanilii jeszcze się nie spotkałam. Sól Dresdner Essenz widzę pierwszy raz, ale wygląda zachęcająco.

Teraz nie kosmetycznie :)


Bardzo ekskluzywnie wyglądające lusterko, śliczny srebrny, malowany delfinek, srebrna bransoletka, która idealnie pasuje do łańcuszka, którego dostałam od Świętego Mikołaja i piękna ramka na zdjęcie w interesującym kolorze.

No i nie mogło zabraknąć typowo osiemnastkowych gadżetów :P. Żeby nikt nie posądził mnie o deprawowanie młodzieży, fotografie nie ukazują całości ;)


Starszym pozostaje tylko domyśleć się, co się kryje w tych pudełeczkach. Dodam tylko, że mam bardzo pomysłowe przyjaciółki ;).

Jeśli już o Nich mowa, to naprawdę zrobiły mi ekstraniespodziankę, którą zostawiłam na koniec. Wisienką na torcie jest piękna, czarna, koronkowa torebka Orsay. Niestety mój aparat nie chciał uchwycić jej cudowności, więc odsyłam do strony Orsay lub tutaj do Googli ;).


Pozostają mi już tylko wspaniałe prezenty, kartki, życzenia i przede wszystkim wspomnienia :)
Xoxo ♥

Odetchnęłam...

Dopiero dzisiaj, w nocy, mogę sobie odetchnąć. Ostatnie trzy dni były dla mnie pełne wrażeń i emocji.
W piątek calutki dzień spędziłam na staniu w kuchni i przygotowywaniu zimnych przekąsek na urodzinowe ognisko. Cały czas miałam cykorka, czy aby na pewno nie zacznie padać. Na szczęście wieczorem chmury się rozwiały i nawet przypomniałam sobie, jakiego koloru jest niebo ;). Od 20 zaczęła się impreza, którą zaliczam do historycznych ;). Niektórzy nie będą jej pamiętać i będą bazować na moich opowieściach ;P. W domu pojawiłam się około 4 rano, a łóżko zobaczyłam o 5.
W sobotę pobudka o... 7:30, bo czas się ogarnąć do wyjazdu na imprezę, tym razem rodzinną. Około 9 siedziałam już w samochodzie, potem zdychałam ze zmęczenia, przygotowując żarełko. Rodzinnie też się udało ;). Ległam o północy i wstałam o 13:45 na obiad. Czułam się wypompowana i tak naprawdę obudziłam się o 22:00 i dlatego jeszcze nie śpię ;). Rano przygotuję Wam prezentowy, urodzinowy haul i przymierzę się do recenzji dwóch produktów z przykazań z poprzedniego posta. Tymczasem postaram się zasnąć, żeby móc wstać o przyzwoitej porze i zacząć funkcjonować jak normalny, cywilizowany człowiek ;).
Zostawiam Was z nutką na dziś, dobranoc, xoxo ♥

wtorek, 17 lipca 2012

Żyję wakacyjnie

Popijając grapefruitową wodę, piszę do Was: żyję i nigdzie nie zaginęłam w akcji ;)! Wakacje mijają mi baaaardzo odprężająco. Ostatnimi czasy skupiam się na piątkowym urodzinowym ognisku, więc trzymajmy kciuki za pogodę i odpędzajmy deszcz ;). W związku z latem ustanowiłam sobie dwa przykazania:
1. Systematycznie nawilżać skórę
2. Przestać straszyć przezroczystymi nogami
Dwóch sprawców moich przykazań miłości (póki co ;)) przedstawię Wam za jakiś czas, kiedy moja recenzja będzie mogła być rzetelna i pełna :).
Tymczasem nucę sobie piosenkę na dziś (w zasadzie to cover, który jest moim zdaniem świetny) i buszuję po Allegro dalej w poszukiwaniu prezentu urodzinowego... dla siebie ;P
 Xoxo ♥

poniedziałek, 9 lipca 2012

Alterra Aloe Vera kontra Alouette + rozdanie u FeriiBarw

Ostatnio pogoda jest okrutna, ponieważ wyciska z nas ostatnie poty. Staramy się utrzymać swoją świeżość przez cały dzień, ale graniczy to z największym cudem. Choć odrobinę pomagają nam w tym lekkie emulsje do mycia twarzy, nawilżane chusteczki, mgiełki, wody termalne.


Duet Alterra z aloesem wydał mi się dobrym rozwiązaniem - mini emulsja 20 ml i nawilżane chusteczki 25 szt. Bardzo spodobał mi się zapach tych kosmetyków, choć jest bardzo, bardzo intensywny i dość długo utrzymuje się na skórze. Woń czuć nawet przez zamknięte opakowania - orzeźwiająca, słodkawa, dla mnie bardzo przyjemna. Na pewno wiele z Was patrzyłoby na składy:



Emulsja nawet mi się spodobała :). Ładnie myje i odświeża buzię. Natomiast z chusteczkami mam problem... Pierwsze dwa użycia były fajne, ale po trzecim miałam czerwone placki na policzkach, takie, jakbym spaliła się na słońcu. Placki zeszły, a ja za jakiś czas zrobiłam trzecie podejście - wszystko było ok. Czwartym razem znów wyszły czerwone place. Nie mam pojęcia, na co może tak reagować moja skóra twarzy. Choć zrezygnowałam z Alterry, chusteczkowe rozwiązanie bardzo przypadło mi do gustu. Nie musiałam długo szukać zamiennika, którym okazał się rossmannowski brat szkodnika ;)


Świetny gadżet do torby, przyjemnie pachnie, już nie tak intensywnie jak Alterra, przede wszystkim nie robi mi krzywdy i czuję, że nie kleję się od potu i zanieczyszczeń fruwających w powietrzu :)

Jak wy radzicie sobie z odświeżaniem się w ciągu dnia :)?
Xoxo ♥


Zapraszam na rozdanie u FeriiBarw (KLIK) :) Zabawa trwa do 20 lipca. Spieszcie się, bo można dostać świetne nagrody :D



czwartek, 5 lipca 2012

BeBeauty żel micelarny Hydro Effect do mycia i demakijażu

Patrząc na blogi innych dziewczyn, zauważyłam, że na wielu pojawiły się recenzje żelu micelarnego z Biedronki. Ale zaraz, zaraz, chwila... ja przecież mam go u siebie od... uhuhuhu, albo i dłużej ;).


Produkt zamknięto w 150 ml tubce ze standardowym dozownikiem. Bardzo podoba mi się jego zapach - subtelny i bardzo łagodny. Sam kosmetyk to przeźroczysty, dość gęsty żel. Dobrze rozprowadza się po twarzy, nie pieni się, nie podrażnia oczu ani skóry. Ładnie myje buzię, ale nie jestem pewna, czy poradzi sobie ze zmyciem pełnego makijażu z podkładem, pudrem itd. U mnie, nieużywającej podkładu, nawet dał radę - zostawił tylko smugi po tuszu, ale była to jedna z mniejszych pand ;). Bardzo dobrze oczyszcza skórę i nie ściąga jej. Pozostawia miękką i przyjemną w dotyku buzię. Kosztuje tylko 5 zł, a z tego co poczytałam, ma identyczny skład jak produkt z firmy Tołpa, który notabene kosztuje około 4 razy więcej ;).


Gorąco polecam ten żel, ponieważ absolutnie nie robi krzywdy naszej twarzy i spełnia swe zadanie :)
Xoxo ♥

poniedziałek, 2 lipca 2012

Manhattan Eyeshadow Mat Effect

Przybiegam do Was z szybciutką denkową recenzją pewnego cienia - wiem, wiem, łał, łał, drugi raz u mnie kolorówka, zaraz po cieniach w musie Rimmela ;). Dzisiejszego towarzysza miałam w kolorze 29C Mat Ivory. Był to śliczny, beżowy, cielaczkowy kolor. Opakowanie dość standardowe, czarne z przeźroczystym wieczkiem. W środku oprócz kosmetyku widzimy aplikator, którego zdarzało mi się użyć. Jednak długość jego rączki była koszmarna - uciekał z łapek w tempie ekspresowym ;). Gąbeczka, tak jak zwykły aplikator, radziła sobie dobrze z rozprowadzaniem cienia. Sam produkt uwielbiałam nakładać palcem, ponieważ był w dotyku jak satyna ;). Bardzo dobrze sprawdzał się na całą powiekę jako cień bazowy, ale jako dzienna solówka też nieźle sobie radził. W ciemniejszym makijażu nadawał się do rozjaśnienia kącików. Na moich dość tłustych powiekach trzymał się zadowalająco, choć nie cały Boży dzień. Natomiast na bazie dawał radę całkowicie ;)


Polecam koleżkę, bo przyjemnie mi się go używało i ładnie ze mną współpracował, pomijając felerną długość trzonka aplikatora ;)
Xoxo moje Babeczki ♥