środa, 10 października 2012

Z życia wzięte

Pojawiam się i znikam... Tym razem choróbsko mnie dopadło tak, że aż kompletnie zaniemogłam i spędziłam tydzień pod kołderką. Dzisiaj pierwszy dzień od tego czasu w szkole, a i tak dalej wyglądam jak truposz. Inni również, niestety, utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Mój biedny nos woła o pomstę do nieba... Nigdy jeszcze nie był tak zmasakrowany - calutki obtarty, ale żeby tego było mało to z krwawiącym, potocznie zwanym zimnem, na szczęście już drożny. To i tak nieważne, bo mówię jakbym była w punkcie kulminacyjnym choroby.
To tyle z mojej "chorej relacji"... Nie... Jednak to nie wszystko. Choruje mi także laptop :(. Mam na nim jedno wielkie, absolutne NIC, oczywiście oprócz antywirusa, przeglądarki, poczty, gadu-gadu, które powoli zastępuje mi facebook, pakietu Office i kilku niezbędnych sterowników, bez których nie dałabym rady do Was teraz pisać :). Zawiesza się przy wyłączaniu i nie mam pojęcia, co to może być. Planuję dla Was sporo postów, ale muszę zdobyć pokaźny wór wolnego czasu, żeby zrobić dobre zdjęcia, obrobić je, spłodzić esej o tym, co sfotografowałam, przejrzeć notkę i dopiero wrzucić. Być może stanie się to w weekend, chyba że będę miała wtedy randkę z "Granicą" - się zobaczy ;).

Jak podobają się Wam takie luźne notki? Chcecie więcej ;)?
Xoxo ♥
Noście już ciepłe sweterki, bo pogoda zdradliwa ♥
A przy ciepłej herbatce posłuchajcie... ♫

4 komentarze:

Bardzo Ci dziękuję za każdy szczery komentarz.
Na każdy staram się odpowiedzieć pod postem :)
Jeśli chcesz zostać na dłużej - zaobserwuj :)
Daruj sobie ogólny i nieodnoszący się do posta komentarz w zestawie z autoreklamą, bo mnie do siebie zniechęcasz.