wtorek, 20 listopada 2012

Państwo poDENKOwani - część II

Na wstępie zapraszam do zakładki WYMIANKA (dokładka) :)


- puder prasowany Constance Carroll w odcieniu 3 Translucent - ogromy, bo aż 17g! Miał idealny kolor, który jako jedyny nie ciemniał na mojej twarzy ( półtransparentny, ciężko mi dobrać inny ;) ), mało solidne opakowanie. Nie zmatowił skóry od świtu do nocy, ale dość poprawnie od rana do ok. godziny 15/16 bez poprawek :). Nie jestem do końca przekonana, czy ma godnego zastępcę, ale o tym dowiecie się w swoich czasie ;).
- mus do ciała Farmona brzoskwinia & mango - zapach moim zdaniem to prawdziwa, żywa esencja lata. Zapach baaaaardzo intensywny , owocowy, który w połowie opakowania sprawia, że miałam już go dość. Ufff... zmęczyłam słoiczek, ale jestem pewna, że nie mogłabym zużyć kolejnego w krótkim odstępie czasu i pewnie w ogóle ;). Wydajność była na dobrym poziomie, ponieważ niewielka ilość wystarczyła na pokrycie sporej partii ciała. Ładnie się rozprowadzał, ale jeśli nałożyło się go nawet odrobinkę za dużo, to wchłaniał się i wchłaniał, i wchłaniał, i w końcu trochę się lepił do ubrania. Jednak utwierdziłam się w przekonaniu, że owocowe zapachy maseł, balsamów i musów do ciała nie są w 100% przeznaczone dla mnie ;).
- żel micelarny BeBeauty Hydro Effect do mycia i demakijażu - fajny kosmetyk (recenzja TUTAJ), ale chyba do niego nie wrócę. Zdradziłam go z mydłem siarkowym ;)
- maść Tribiotic - pomaga walczyć z uporczywą masakrą na twarzy, o której również planuję zrobić Wam posta, ale będzie to notka tylko dla czytelników o mocnych nerwach ;).
- żel po prysznic Wellness&Beauty czarny pieprz i kardamon - już o nim pisałam dwa zdania w notce przedstawiającej żele, żeliki i inne specyfiki do mycia. Wielbiłam go za zapach winogronowych mentosów ;). Pienił się całkiem ok, ale nie jakoś fantastycznie. Poza zapachem niestety żadna rewelacja.
- żel pod prysznic Ziaja z serii Sopot Spa - również i o nim pisałam w żelach, żelikach i innych specyfikach do mycia. Zapach świetny, niepowtarzalny, tak jak masło, którego również swojego czasu używałam. Jednak poza tym to słabo pieniący się bubel, przez co pół litrowa butelka zniknęła w oka mgnieniu... Przy dłuższym użytkowaniu miałam wrażenie, że wysusza skórę. Spodziewałam się czegoś lepszego. Słabeusz i tyle...

Używałyście? Lubicie, a może nienawidzicie? Piszcie w komentarzach :)
Xoxo ♥

niedziela, 18 listopada 2012

Państwo poDENKOwani - część I

Dzisiaj poDENKUjemy i temu uprzyjemniającemu, i temu uprzykrzającemu mi życie Państwu ;)


- nektar pod prysznic Apart BioFlavon o zapachu awokado i limonki - przyjemny, ale dla mnie zbyt cytrusowy i świeży jeśli chodzi o okres jesień/zima. Niedrogi, nie wysuszał, dobrze się pienił, był w miarę wydajny, ale pewnie już go nie kupię, bo rzadko wracam do jakichś żeli pod prysznic poza Palmolivem ;).
- płyn do higieny intymnej Ziaja Intima z kwasem mlekowym - bardzo lubię, niezależnie od wersji. W użyciu jest bodajże trzecia butelka. Nie jest drogi, wydajny, nie podrażnia. Na pewno kupię kolejny raz i jeszcze jeden, i jeszcze..., póki nie kuszę się na Laktacyt, przymykając jedno oko na jego cenę ;).
- żel pod prysznic Original Source o zapachu maliny, wanilii i mleka - ubóstwiam. Przecudowny zapach przypominający truskawkowo-śmietankowego Chupa Chupsa ( nie wnikam, że albo pomylono zapachy, albo Chupa Chupsy są oszukane, albo obie firmy mają podobne wyobrażenia o kompletnie różnych zapachach ;) ). Fantastycznie się pienił, genialnie pachniał w trakcie używania i otulał przyjemną wonią, był wydajny, ze swojej "natury" stał "do góry nogami", więc było łatwiej go potem używać. Podejrzewam, że jeszcze zagości w mojej łazience, albo on, albo któryś z braci :).
- mini szampon Dove Intense Repair - bardzo go lubiłam. Zużyłam chyba 5 mini buteleczek i jedną w pełnym rozmiarze. Ładnie wygładzał włosy, dobrze się pienił, był wydajny, oczyszczał włosy. Jednak do niego nie wrócę, ponieważ mam już swojego ulubieńca w kategorii szampon, o którym niebawem napiszę.
- zmywacz do paznokci Isana bezacetonowy - dobry produkt, o niebo lepszy niż Nailty z Biedronki, który zafundował mi borykanie się z problemem rozdwajających się paznokci. W użyciu kolejna buteleczka i na pewno nie ostatnia :).
- płyn micelarny Bourjois - polubiłam się z nim. Starcza na o wiele dłużej niż moja ulubiona do tej pory dwufazowa Ziaja, ładnie zmywa, w miarę radzi sobie z wodoodpornym tuszem. Druga buteleczka już w użyciu :D.
- szampon Joanna Apteczka Babuni do włosów cienkich, delikatnych, ze skłonnością do wypadania - był moim ulubionym, ale to mięczak w porównaniu z moim obecnym ulubieńcem (post niebawem).
- płyn do kąpieli Original Source o zapachu czekolady i mięty - ten zapach powinien być zakazany ;). Budzi we mnie skrajne emocje - wzrusza, przypominając dzieciństwo i czekoladowo-miętowe pastylki Wawelu i jednocześnie powoduje obłęd w oczach, bo chciałabym cała zmieścić się w butelce i napawać się aromatami. Jednym słowem: cudowny. Piana tworzy się jak marzenie :D.


- mydło specjalne siarkowe - pomaga mi wysuszać i leczyć wulkany na twarzy, z którymi zmagam się od środka i od zewnątrz. Bardzo dobrze oczyszcza skórę, lekko ściąga, ale bardzo mi to nie przeszkadza. To jeszcze stara wersja, ( tak, tak, mam drugie ;) ). Jako ciekawostkę dodam, że na włosy też nieźle działa :).
- żel do powiek i pod oczy Flos-Lek z babką lancetowatą - coś, co ma dobre opinie, a w moim przypadku okazało się totalnym bublem - efekt placebo, czyli żaden... Niestety nie działa na opuchnięte powieki i nie zapobiega powstawaniu "worków" pod oczami. Bardziej od niego pomagają plasterki ogórka, lód zawinięty w ściereczkę, czy nawet zimna łyżka. Kompletnie nie wart swojej ceny.
- pomadka ochronna Flos-Lek z masłem karitè - bardzo dobra pomadka, mimo porażki żelu tej samej firmy. Dawała bardziej błyszczykowe wykończenie, czyli ładny, zdrowy blask. Gładko rozprowadzała się na ustach, nie ważyła się, ładnie wchłaniała i zapobiegała spierzchnięciu. Jedynym mankamentem był jej zapach, który na początku mi się podobał, potem zaczął przeszkadzać. Być może skuszę się na nią, ale w innej wersji.
- musujące kulki do kąpieli Pantera - ładny zapach, który znika wraz z rozpuszczeniem się kulek (a w zasadzie serduszek). Musują bardzo leniwie, jak wapno... Żadnej przyjemności z kąpieli nie doświadczyłam, więc mówię stanowcze: nie.


Koniec części pierwszej :)
Xoxo ♥

piątek, 9 listopada 2012

Essence Wild Craft

Tytułem wstępu: z choroby się wykaraskałam razem ze swoim sprzętem, tfu tfu i odpukać w niemalowane - na razie jest dobrze ;).


Kilka tygodni temu miałam ochotę sobie coś nowego sprawić i akurat padło na essence'ową limitkę owego czasu: cienie Wild Craft.


Dla mnie to idealnie kolory na jesienno-zimowe wyjścia, lub po prostu do robienia kresek :). Mojej "nagiej", tłustej powieki nie trzymają się za dobrze, ale z bazą już ciągną do wieczora ;). Oliwkowo-złotej ciemnej zieleni szukałam już od dłuższego czasu, ponieważ moje brązowe oczęta bardzo się z tym kolorem polubiły, a malutka paletka z Wibo nie wystarcza ;). Drugi kolorek to w zasadzie śliwkowa czerń, która przepięknie wygląda w kresce i roztarta na powiece. Jestem bardzo zadowolona z zakupów, choć czaiłam się jeszcze na pędzel, ale przecież już żadnych nie potrzebuję (planuję o tym notkę).

W następnym poście poDENKUJEMY dość licznemu Państwu za umilanie bądź uprzykrzanie mi życia ;)
Co u Was Mordeczki ♥?
Xoxo