środa, 10 kwietnia 2013

Melodramat pt. rozjaśniacz

Niestety ściemniały mi włosy. Z jaśniutkiej sześcioletniej blondyneczki zrobił się stary, osiemnastoletni, ciemny popielaty blond z miedzianą szamponetką w tle. Padło na alpejskie kombinacje z rozjaśniaczem Delii.


Nie była to do końca przemyślana decyzja, ale melodramat zaczął się dopiero później. Wynajęłam swoją mamusię, bo przecież oczu z tyłu głowy nie mam (a przydałyby się ;)), aby mnie upiększyła. Na moje włosy zużyłyśmy dwa opakowania, ale jakby były do dyspozycji trzy, to komfort byłby większy ;). Papka wymagała niemałego rozcieńczenia wodą utlenioną. Nakładanie okazało się drogą przez mękę - tępa, grudkowata konsystencja i zasychanie na włosach, powodowało efekt sklejonych strąków. W razie ominięcia jakiegoś pasma, naprawa błędu była praktycznie niemożliwa. Zapach, jak zapach rozjaśniacza, niezbyt przyjemny, ale nie przeszkadzał mi w jakimś ogromnym stopniu. Jakieś 10 min po rozpoczęciu nakładania było mi ciepło w głowę. To znaczyło, że działa :). Żadnego parzenia nie odczułam. Gdyby tak było, natychmiast siedziałabym z głową pod kranem ;). Między 15 a 20 minutą zaczęłam lekko panikować, bo od skóry błyskała mi jasność... Po zmyciu okazało się, że mam platynowo-jajeczne odrosty. Uśmiałam się ;). Tęcza na głowie to mało powiedziane: od skóry platynka przechodząca w jajeczniczkę prosto z patelni poprzez marchewkę. Miałam w zanadrzu szamponetkę w kolorze ciemnego blondu, więc rachu ciachu i efekty były takie (odrobinę jaśniejsze, o ton lub półtora, niż na zdjęciach, ale kolor włosów z bliska jest naprawdę trudny do oddania w 100%) :

                            PRZED                                                                                                      PO










PRZED













PO







Kolor przez tydzień od rozjaśniania zrobił się bardziej rudy, ale dzięki temu wszystko mniej więcej się wyrównało. Włosy na dzień dzisiejszy wyglądają odrobinę ciemniej (ach to szalone światło), ale odcień jest oddany bardzo ładnie :)



















Rozjaśniacz wypada stosunkowo słabo, ale ostateczny efekt mnie zadowolił :). Odejmuję mu duuużo punktów za problematyczną aplikację, choć rzeczywiście skutecznie rozjaśnia. Pięknego blondu nim nie uzyskacie, ale zazwyczaj po tego rodzaju zabiegach za jakiś czas kładzie się farbę, która powinna dobrze współgrać z gotowymi do przyjęcia koloru włosami :)
Ombre powinno wyjść pięknie, ale do całych włosów nie polecam.

Jakie są Wasze doświadczenia z rozjaśniaczami? Jak Wam się podoba efekt :)?
Xoxo ♥

Pamiętajcie, że do piątku możecie się zgłosić do mojego rozdania :)



9 komentarzy:

  1. Ja jestem fanką naturalnego koloru włosów ;)
    Nigdy nie rozjaśniałam ani nie farbowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja:)
      Też nigdy nie farbowałam ani nie rozjaśniałam włosów :)

      Usuń
  2. piękny masz teraz kolor. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny Ci ten kolorek wyszedł koniec końców :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah aż przypomniała mi się moja przygoda z rozjaśnianiem włosów, też pomagała mi mama miałam dwa opakowania bo mam grube i gęste włosy i skończyło się na tym, że tata gnał do drogerii po trzecie opakowanie bo nie starczyło na całą głowę przez ta właśnie konsystencję.. ;D

    http://avida-dolars.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja miałam ochotę na ten rozjaśniacz dobrze wiedzieć

    OdpowiedzUsuń
  6. oczywiście wzięłam udział w rozdaniu i z niecierpliwością oczekuje na rozdanie nagrody są naprawdę interesujące ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nawet nie próbuję rozjaśnić włosów - nie chcę wiedzieć co by to cudo zrobiło z moimi ciemnymi brązowymi włosami ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo Ci dziękuję za każdy szczery komentarz.
Na każdy staram się odpowiedzieć pod postem :)
Jeśli chcesz zostać na dłużej - zaobserwuj :)
Daruj sobie ogólny i nieodnoszący się do posta komentarz w zestawie z autoreklamą, bo mnie do siebie zniechęcasz.